Co tu napisać o mnie? Ojciec kuśnierz, dziadek wypychał zwierzęta, wuj robił miody, pasiekę miała moja babcia i kilka osób w rodzinie, co mi pozostało? Zostałem inżynierem ceramikiem. Jednak tradycje rodzinne coraz bardziej mnie ciągną do robienia rzeczy pięknych i niepowtarzalnych w moim warsztacie. Wyroby hand made, czyli po prostu robione ręcznie mają swoich zwolenników i wielbicieli.
Dlaczego nie od razu?
Jestem osobą dość kreatywną, która jak do tej pory nie miała dość szczęścia, by w pracy wykorzystać ten dar. Po studiach inżynierskich na Akademii Górniczo – Hutniczej na wydziale: inżynieria materiałowa i ceramika poszedłem do pracy na etat. Praca na etacie jest jak szablon, w której dzień w dzień wykonuje się te same obowiązki, rozwiązuje się te same problemy.

Dzień za dniem to samo… Znacie to? Frustrujące prawda? Tylko co z tym zrobić?
Szukałem inspiracji, pomysłów, natchnienia… Czym bardziej poszukiwałem jakiegoś hobby, które pozwoliło mi oderwać się od stresu, tym bardziej przybliżałem się do tradycji rodzinnych.
Miód pitny z własnej pasieki?
Do założenia pasieki zainspirowała mnie historia jednego z dalszych moich wujków, któremu nogi podcięły dwa kieliszki miodu pitnego. Poczęstował go nim brat furtian z klasztoru, w którym wuj odnawiał ołtarz. Ten miód przeleżał w klasztornej piwnicy 100 lat. Chciałem zrobić coś podobnego i skończyło się na tym, że założyłem pasiekę. Moi rodzice przypomnieli sobie wtedy, że moja babcia i jej bracia też prowadzili pasieki. Powrót do korzeni… który trwa od 12 lat.

Jak z inżyniera specjalisty od ceramiki powstał … rymarz.
Podobnie było z wyrobami rymarskimi. Zaciekawiło mnie kilka filmów. Chciałem spróbować zrobić coś podobnego. Może nie od razu poczułem dryg i nie od razu wszystko mi wychodziło, ale coś nieco wbiło się w głowę i w dłonie.

Godziny przesiedziane w warsztacie kuśnierskim mojego ojca, czy przyglądanie się dziadkowi preparującemu trofea myśliwskie zrobiły swoje. Miałem w tedy tylko 5 lat, ale ciągota do rzemiosła i tworzenia niby podobnych przedmiotów, ale za każdym razem innych i doskonalszych pozostała. Daleko mi w rymarstwie do mistrzostwa jakim mógł się popisać mój pradziadek. Jego prace według rodzinnych opowieści można podziwiać w powozowni Łańcuckiego Zamku, ale… jest już na tyle fajnie, że postanowiłem się tym podzielić z Wami.

You must be logged in to post a comment.